Każdemu z nas przyjdzie na końcu życia „postawić kropkę”. Niektórzy uważają, że ta kropka to definitywny koniec, a inni, że to tylko kropka na końcu pierwszego zdania. A co jeśli wieczność jest nieunikniona, ale w jakiś sposób uwarunkowana? Pytania tego typu na pewno nie pozostaną bez odpowiedzi i wszyscy się o tym przekonamy.
Jedyny wieczny wymiar, o którym słyszałem od najmłodszych lat, wiązał się z wiarą w Boga. Tak byłem wychowywany, taka była presja społeczna. To sprawiało, że wiele rzeczy w ramach praktykowania wiary, robiłem z powinności, aż w wieku 18 lat przestałem chodzić do jakiegokolwiek kościoła.
Do tego momentu wydawało mi się, że jestem dobrym człowiekiem… i jeśli już to chyba pójdę do tego nieba. Wierzyłem w Boga jako stwórcę ze względu na złożoność stworzenia. Czasami nawet szukałem życiowych wskazówek w Biblii. Czytałem o różnych ludzkich wybrykach, o przelewanej krwi, postanowieniach Boga, a przy każdej próbie zrozumienia tego wszystkiego Biblia lądowała na półce. Nie mogłem pojąć, jak to wszystko ma się do mojego życia tu i teraz.
Z wiekiem coraz bardziej zastanawiałem się nad tym, w co wierzę. Mnożyły się pytania, które pchały w stronę ateizmu. Nie pomagał też brak jakiejkolwiek przekonującej interakcji z Bogiem.
Byłem więc rozdarty. Mimo to zwracałem się do Boga z różnymi prośbami, zapewniając o moich dobrych intencjach. Czasami odmawiałem Ojcze Nasz bez większej refleksji, licząc w sumie na większą przychylność. To był błąd. Powtarzanie instrukcji nie czyni inżynierem, a recytowanie wiersza poetą.
Niemal wszystkie prośby modlitewne wiązały się z byciem szczęśliwym, tylko to moje szczęście zdawało się być poza zasięgiem. Dlatego z biegiem czasu życie wydawało mi się coraz bardziej bez sensu. Nie czułem, że żyję, a ten bezsens w towarzystwie poczucia porażki solidnie dawał mi się we znaki. Chyba miałem depresję. Zaczynałem myśleć, że może lepiej byłoby nie być, ale też nigdzie się nie wybierałem.
Któregoś razu wyrzuciłem Bogu, że się mną nie interesuje, nic nie robi i nic nie mówi. Byłem na niego zły, a zarazem prosiłem, żeby poskładał moje życie, pomógł mi jeśli umie, bo żałuję, że mnie stworzył. Nie była to grzeczna modlitwa, ale tego dnia byłem przed Bogiem bardziej autentyczny niż kiedykolwiek. Byłem nisko.
Odpowiedź przyszła następnego dnia w nieoczekiwany sposób. Usłyszałem jedną z takich chrześcijańskich piosenek, które wyrażały wdzięczność za to co uczynił Jezus oraz pragnienie pójścia za Nim. Choć kilka tygodni wcześniej uznałem tę piosenkę za bezguście i śmiałem się z niej, to tym razem dotykało mnie każde słowo. Nawet postanowiłem posłuchać jej przed snem.
Leżałem późną nocą i słuchałem powtarzając w myślach słowa piosenki. Te słowa bardzo do mnie trafiały. Po chwili przestałem aż tak sugerować się tym, co słyszę, a modlitwa przybrała bardziej spontaniczną formę płynącą ze mnie. Żadnego narzekania, wyuczonych regułek, a raczej wdzięczność i uwielbienie. Zacząłem czuć wyraźny pokój i radość, a także silne pragnienie poznania Boga. Cieszyłem się tym czasem, a chwilę to trwało i wtedy pojawiło się we mnie przekonanie, że do tej pory byłem daleko od Boga, tak czynem, jak i myślą. Zasmuciłem się. Żałowałem swojego postępowania i tego, jaki byłem. Prosiłem o wybaczenie, ale i przebaczałem, wszystkim i wszystko. Bardzo przeżyłem ten czas i usnąłem.
Następnego dnia zauważyłem wyraźną zmianę, czułem się świetnie. Dla mnie była to ogromna różnica. Spodobało mi się to inne podejście do modlitwy, więc taka modlitwa stała się codziennością, której wyczekiwałem. Wiedziałem, do kogo się zwracałem, oraz że ma to związek z Ewangelią. Przypomniałem sobie jej podstawowe przesłanie, którego do tej pory nie brałem w pełni poważnie. Dlatego później modląc się, wyznawałem własnymi słowami wiarę w Jezusa, dziękując za to, że zapłacił cenę za moje grzechy. Prosiłem też, by Bóg zamieszkał we mnie przez Ducha Świętego. Czułem się szczęśliwy i wiedziałem, że uwierzyłem.
Jest takie powiedzenie: ,, z kim się zadajesz, taki się stajesz”. Spędzanie czasu z Bogiem zaczęło dawać więcej owoców bez ingerencji innych ludzi. Niemal z dnia na dzień zauważyłem, że nie używam przekleństw. Nie oczekiwałem tego. Po prostu zniknęły razem z gniewem i jego skutkami. Zacząłem też dostrzegać różne grzechy w moim życiu, na które wcześniej byłem ślepy i co więcej, miałem siłę i chęć, by się ich pozbyć. Do tego czułem się kochany przez Boga. Po depresji nie było śladu. Doświadczyłem działania Ducha Świętego.
Pewnym zaskoczeniem dla mnie było istnienie szatana, którego to nie szukałem. Słusznie nazywa się go złodziejem i nieprzyjacielem. Bóg jednak uprzedził mnie przed nim we śnie, który okazał się proroczy. To już było dla mnie bardzo niezwykłe, a od tamtej pory sny od Boga stały się częstsze. Szatanowi bardzo nie podobał się zwrot sytuacji w moim życiu… ale imię Jezusa Chrystusa stawia go pod stopami wierzącego.
,,Poddajcie się więc Bogu, przeciwstawcie się diabłu, a ucieknie od was.” (List Jakuba 4:7)
Wspomnę też o tym, że przestałem poddawać Biblię w wątpliwość, gdy usłyszałem Boży głos. Bóg używał czasami rzeczy z Biblii, o których wcześniej nie słyszałem, a że są z Biblii dowiadywałem się z wyszukiwarki.
Tak to wszystko się zaczęło. Pytania budzące wątpliwości zniknęły przez doświadczenie obietnicy wylania Ducha Świętego. To wydarzenie zmieniło całkowicie mnie i kierunek mojego życia. Postanowiłem też przyjąć świadomy chrzest. Narodziłem się na nowo przez wiarę, tak z ducha, jak i z wody.
„Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci, jeśli się kto nie narodzi z wody i z Ducha, nie może wejść do Królestwa Bożego”. (Ewangelia Jana 3, 5)
Na przestrzeni ostatnich 10 lat Bóg zrobił dla mnie bardzo wiele. Popełniłem też sporo błędów, na których przyszło mi się uczyć. Dzisiaj chciałem jedynie podzielić się okrojonym przebiegiem i rezultatem tych w sumie wieloletnich poszukiwań Boga. Może moje poszukiwania byłyby krótsze, gdybym zrozumiał poniższy fragment Biblii:
„Skoro bowiem świat przez mądrość swoją nie poznał Boga w jego Bożej mądrości, przeto upodobało się Bogu zbawić wierzących przez głupie zwiastowanie. […] zwiastujemy Chrystusa, który jest mocą Bożą i mądrością Bożą. Bo głupstwo Boże jest mędrsze niż ludzie, a słabość Boża mocniejsza niż ludzie”. (1 List do Koryntian 1, 20-25)
Wspomniana na początku tego wpisu wieczność okazuje się żadnym zmartwieniem w obliczu braku poznania Boga.
,,A to jest żywot wieczny, aby poznali ciebie, jedynego prawdziwego Boga i Jezusa Chrystusa, którego posłałeś”. (Ewangelia Jana 17, 1-3)
Słyszałem trochę historii nawrócenia, niektórych byłem świadkiem. Jedne były bardziej spektakularne, a inne mniej. I choć często towarzyszą temu emocje, to jednak o emocje nie chodzi. Czasami wystarczy przeczytać Ewangelię i uwierzyć, a wiara, jeśli jest autentyczna, przyniesie owoce. Ja akurat tak nie umiałem.
Dopiero jak znalazłem się nisko, to zacząłem mówić do Boga, a nie w eter. Gdy byłem nisko, to doświadczyłem Bożego działania. I to wtedy zrozumiałem, że Ewangelia nie jest o chodzeniu do kościoła.
O czym więc jest Ewangelia? O Królestwie, o pojednaniu, o miłości, o Chrystusie, o tożsamości, o zmartwychwstaniu, o sądzie, o sprawiedliwości. Najlepiej jak opowie Ci o sobie sama.
W społeczeństwie bardzo dużo uwagi skupia się wokół chodzenia do kościoła, zamiast wokół osoby i nauk Jezusa. Tymczasem kościół wciąż jest jeden, a są nim ludzie narodzeni na nowo, którzy to swoje życie budują na słowach Jezusa. Każdy ma swoje racje i nie chcę nikogo na siłę przekonywać, ale kto szuka, niech szuka u źródła, bo Bóg jest żywy.
A każdemu kto dotrwał lub nawet nie dotrwał do końca tego wpisu, życzę wszystkiego co naprawdę jest dobre.